Coś o przygotowaniach

Witam wszystkich serdecznie.
Od jakiegoś czasu przeglądam sobie różna fora traktujące temat „preperingu”
Siedzę tam cicho, bo nie mam za bardzo o czym pisać jako „nowy”. Natomiast nasuwają mi się wnioski na temat tego, co ludzie wyczyniają.

Zacznijmy od początku.

Wielu z Was robi zapasy na pół roku lub dłużej i o zgrozo trzyma to wszystko w jednym miejscu.
Od razu przypomina mi się historia Palestyńskiego oddziału. Chłopaki trzymali cały szpej w mieszkaniach, aby jak najszybciej być gotowym na atak Izraela. Pech chciał, że większość z nich mieszkało w jednym bloku. Bomba spadła na budynek i … po ptokach. Cały szpej poszedł się kochać.  
Pieję do tego, że nie powinno się trzymać zapasów w jednym miejscu (mam tu na myśli, nawet obręb jednego gospodarstwa). Gdyż można w bardzo szybkim tempie wszystko stracić. Jak pisałem wcześniej warto rozmieścić w różnych miejscach.

Kolejna sprawa i niezwykle ważna sprawa to…
Na co tak naprawdę się szykujecie?  
Wojna, blackout, apokalipsa zombie, wojna jądrowa czy co tam jeszcze?

Wojna:

Na razie wojna nam nie straszna, choć ruscy nadciągają, ale jest to raczej kwestia paru ładnych lat. Jeśli zacznie nam coś grozić, to będzie to widoczne (wróg zacznie koncentrować wojska na granicach naszego Państwa). Póki co, kacapy mają niezły zgryz z Ukrainą aczkolwiek mogą z nią wygrać, ale nie o tym tu mowa.

Blackout

Jest to prawdopodobny scenariusz. Ale! Jeśli ktokolwiek interesuje się jak działa system energetyczny Europy i widzi jakie mamy zimy, to wie, że raczej nie ma czym się martwić. Media oczywiście lubią robić wiatr drabiną i straszą zaciemnieniem. Porą letnią bardzo dużo o tym mówiono, że przez Niemcy będzie słabo).
Pamiętajmy, iż mimo tego, że nasi zachodni sąsiedzi wyłączyli elektrownie atomowe, to nadal mogą je uruchomić w ciągu kilku dni. Fakt, ze zapłacimy w razie czego krocie, ale prąd w gniazdu będzie.
Co wiąże się z samym brakiem prądu, nie będę się rozpisywał. Raczej każdy wie co by mogło się wydarzyć. Jak nie wie, to polecam książkę „Blackout” której autorem jest Michaell Ellsberg – niby fikcja, ale naukowa.

Apokalipsa zombie:

Bądźmy poważni 😉

Wojna jądrowa?

Tu nie ma co się przygotowywać, bo i tak wyparujemy.

Tak naprawdę co nam może grozić to krach rynku walut, kryzys ekonomiczny, utrata pracy no i załóżmy, że ten blackout jeszcze. W momencie pisania tekstu akurat kryzys mamy i to nie lichy. Inflacja sięga 20%

Dlaczego o tym piszę?

Ano dlatego, że robienie zapasów na lata, trochę mija się celem.
Wydajecie na to dziesiątki tysięcy złotych (nawet teraz w kryzysie ekonomicznym). Skutkować to może tym, że za parę lat większość nadawać się będzie jedynie do wypieprzenia. Oczywiście warto mieć niewielkie zapasy w domu. Ale niech one cały czas rotują. Moim zdaniem dwutygodniowy zapas to aż nadto.
Powiedzieć Wam tajemnicę? Nasze babki i dziadki byli prepersami, nie zdając sobie o tym sprawy.
Kiedy przychodził odpowiedni okres zaczynało się robić przetwory. Dżemy, kompoty, weki, kiszonki, marynaty itd. Niewielkim nakładem pracy i pieniędzy można zrobić całkiem spoko zapasy. Przetwory te stosując praktykę „rozciągania żywności” mogą wystarczyć na bardzo długi czas. Tylko pamiętajmy, że to zda egzamin podczas kompletnego kryzysu.

Jasne, że można mieć jakieś konserwy sklepowe w domu. Ja, dla przykładu, zbieram wojskowe racje żywnościowe. W paczkach tych poza oczywistym, czyli żywnością, jest cała masa skarbów. Fanty te mogą okazać się niezwykle pożyteczne. Szczególnie w sytuacji gdy musiałbym opuścić schronie.

Co to jest „rozciąganie żywności”?

To jest prosta praktyka, która zakłada gotowanie np. zupy na kilka osób, lub dni na jednej lub dwóch konserwach. Tę niewielką ilość żywności zalewamy wiadrem wody. Dorzucamy znane nam rośliny jadalne i voila! W smaku będzie to słabe. Energii nie wiele nam to da, ale kichę zapchamy i nie będziemy chodzić głodni.

Oczywiście moje zapasy cały czas rotują, czyli po prostu zjadam to co mam na stanie i uzupełniam nowym. W domu zjadamy przetwory. Jeżdżąc na bytowania zabieram racje żywnościowe.
I nie są to w cale nie wiadomo jakie zapasy. Nie mam zamiaru wyżywić całej okolicy. Mają to być zapasy aby w razie „W” mieć możliwość odstawienia rodziny w bezpieczne miejsce. Nawet piechotą jeśli zajdzie taka potrzeba. Po całej akcji zgłosiłbym się do najbliższej jednostki wojskowej. Co do samego odstawienia rodziny, warto mieć pochowaną żywność na trasie do bezpiecznego miejsca.

ZAPAMIĘTAJ!

Pozostanie w mieście podczas wojny to najgorsze co może nas spotkać.

BOB’y, EDC i inne głupoty.

Nie raz i nie dwa widziałem jak „taktyczni” noszą ze sobą całą karuzelę szpeju włączając w to zestawy surwiwalowe itp. Pytanie, po co? Po co komu w mieście krzesiwo, sznurek, kompas i  hgw co tam jeszcze. Aby przedłużyć sobie siusiaka? Tak na dobrą sprawę to najważniejsza jest APTECZKA. Do tego czasem przydaje się jakiś scyzoryk.

Żyjemy w XXI wieku i raczej na pewno nie spadnie nam na głowę wojna ot tak.
Fakt, w aucie można wozić jakieś pierdoły typu żarcie, koc itp. Tym bardziej jak gdzieś dalej jedziemy, gdyż awaria może się zdarzyć. Miejmy jednak w pamięci, że wezwanie pomocy to kwestia godziny, maksylanie dwóch trzech.
Ja osobiście wożę w aucie jakieś Racje SR, koc, tarp i karimatę. Nie jest to podyktowane przezornoścą, ale tym, że lubię bytować w terenie. Czasem po prostu ot niewinny wypadzik na spacer przeobraża się w nieplanowaną nockę w terenie. Nie dlatego, że coś się wydarzyło, ale dlatego, że jest fajnie i szkoda wracać.

Wiedza, zdrowie i mental

Zbieranie zapasów może być pomocne i przydatne, ale tak naprawdę najważniejszymi w przygotowaniach są: WIEDZA, ZDROWIE, MENTAL

Tu wyobraźmy sobie sytuację, że musimy opuścić nasze schronienie. Weźmiemy tylko to, co możemy, ale czy wiemy, co wziąć? Załóżmy, że czeka nas tygodniowa wędrówka piechotą w niezbyt sprzyjających warunkach. Na tydzień michy i wody raczej ze sobą nie zabierzemy. Dlatego tak ważna jest wiedza z zakresu pozyskiwania wody i żywności w warunkach naturalnego bytowania.

Ale co nam po wiedzy, jak zdrowia nie mamy, zęby popsute, brak kondycji? Nic.
Jeśli nie masz kondycji i siły to ile km przejdziesz z ciężkim plecakiem?
Polecam przeprowadzić ekperyment. Wrzuć do plecaka dwie bańki wody 5L i przejdź 10km po płaskim terenie. Nie powinno to zająć dłużej niż 2-2,5 godziny.  Jeśli Twój czas jest dużo gorszy to chyba coś jest mocno nie tak.

Bytowanie w niesprzyjających warunkach może obniżyć morale. Deszcz, wiatr, mróz a nawet upał, to nie są normalne warunki do jakich jesteśmy przyzwyczajeni. Mogą zdarzyć się odparzenia, udary, odwodnienia, początki hipotermii itp. Warto wiedzieć jak temu przeciwdziałać i co dodatkowo bardzo ważne: warto być na nie przygotowanym psychicznie. Bez tego po prostu możemy się położyć i czekać na śmierć.